piątek, 21 lutego 2014
Zauważyliście ?
poniedziałek, 17 lutego 2014
Prosze...
niedziela, 9 lutego 2014
Rozdział 4 - Jestem Edward Cullen
*Oczami Belli*
Już prawie po wszystkich lekcjach jestem - teraz lunch i biologia, a po niej mój nienawidzony w-f. Codziennie zawoziłam już Sophie do szkoły i z spowrotem - taka już tradycja. A kolejna tradycja była taka, że Edwarda nie było już od tygodnia w szkole. Mam przeczucie, że to przeze mnie. Chociaż nie wiem czemu. Jak można kogoś tak nienawidzieć i unikać, jak on mnie? No przecież! Musiał widzieć, jak ja na niego patrzę. Nie. To wydaje się bez sensu. Jednak kiedy ja go nie widzę, to jestem pełna rozpaczy. To źle. Bardzo źle. Nie powinnam mieć takich uczuć do niego - przecież ja z nim jeszcze wogóle nie rozmawiałam! A jednak takie uczucia. Lecz trzeba sięgnąć po rozum. Więc jednak dobrze, że go codziennie nie ma. Dobrze, że mnie unika. Brałam teraz jedzenie i usiadłam przy naszym stoliku. Gdy spojrzałam na stolik Cullenów - i zamarłam. Siedziała przy nim cała piątka.
- Bella, dobrze się czujesz? - Spytał mnie opiekuńczo Mike.
- Tak, tak. Po prostu straciłam apetyt. - Odłożyłam tacę z jedzeniem na bok.
- Powinnaś coś zjeść. Jeszcze zemdlejesz. - Powiedziała Sophie.
- Sophie ma rację. - Poparła ją Angela. Wzięłam niechętnie jabłko i zaczęłam jeść. Spojrzałam na Edwarda i on jakby odruchowo z wyczucia spojrzał w moją stronę. Obym się nie zarumieniłam...
- Edward Cullen patrzy w twoją stronę - Jessica zachichotała.
- A ty w jego. Przestań! - Już się nie śmiała. Zadzwonił dzwonek. Pobiegłam z resztą pod klasę, potykając się 2 razy, raz pociągając Sophie. Przeprosiłam ją. Weszliśmy do sali - pana jeszcze nie było. Usiadłam w swojej ławce modląc się, by Cullen jednak zmienił zdanie i nie przyszedł na lekcję. Bóg jednak nie jest po mojej stronie. Edward przyszedł, położył torbę i usiadł. Udawałam, że nie spoglądam na niego. Ku mojemu zaskoczeniu przysunął się bliżej i zaczął do mnie mówić.
- Przepraszam... Bella Swan? - Spojrzałam na niego. Jego oczy miały miodowy odcień.
- Skąd wiedziałeś, jak mam na imię? - Przez krótką chwilę usta miał zaciśnięte w wąską kreskę. Zaśmiał się po cichu serdecznie.
- Myślisz, że nie wiem, jak masz na imię? Dla większość osób z Forks byłaś żywą atrakcją. - Tego się niestety spodziewałam.
- Nie. Chodzi mi o to, że powiedziałeś Bella, a nie Isabell...
- Wolisz Isabell?
- Nie! Nie! Po prostu myślałam, że Charlie... Mój tata nazywa mnie tak za moimi plecami i całe Forks teraz mnie tak nazywa.
- Aha.
- Dobrze, proszę państwo! Lekcja się już rozpoczęła. Dzisiaj mamy o komórkach. Zachwilę podam wam preperaty i mikroskopy. Napiszecie mi na karteczkach nazwy, bez spoglądania w podręcznik bądź innych oszustw! - Pan Banner podał już wszystkim potrzebne rzeczy. Kilka par miało podręcznik pod ławką, inni spoglądali do kujonów i Sophie - podobno Cullenowie mają tylko szóstki w wszystkich przedmiotach, Sophie także.
- No to więc, partnerko - Głos Edwarda miał mnie sprowadzić na Ziemię, ale tylko w wyższe niebiosa mnie wystrzeliło - dokładnie do siódmego nieba. - Ladies First? - Pokiwałam głową. Na głos mnie nie było stać. Żeby trochę zaszpamować, spojrzałam szybko do mikroskopu i powiedziałam szybko:
- Ameba.
- Czy mogę zobaczyć? - Podałam Edwardowi mikroskop... I odskoczyłam od niego. Czułam jeszcze teraz kopnięcie prądu.
- Sorry - Bąknął. Spoglądnął przez mikroskop krócej niż ja. - Ameba. - Potwierdził. - Teraz ja. - Podałam mu próbkę. Zdawało mi się, że starał się mnie nie dotknąć. - Pantofelek.
- Mogę? - Spytałam. Uśmiechnął się. Wyglądał przy tym tak czarująco... Nie! Nie mogę sobie pozwolić tak sobie o nim myśleć. Przecież ja z nim dopiero pierwszy raz rozmawiałam! Spojrzałam do podanego mi przez niego mikroskopu. Skubany miał rację.
- Pantofelek. - Potwierdziłam. Tak sobie nawzajem podawaliśmy sobie mikroskop i potwierdzaliśmy, że partner ma rację, aż skończyliśmy wszystkie pięć komórek. Inne pary też już skończyły (ściągać od Sophie i mòwili, że ona jest super i mądra jak na 14 latkę. Niektórym było wstyd, że są mniej mądrzy od niej, chociaż jest 3,4 lata młodsza od nich. ) Pan Banner podszedł do Sophie, pochwalił ją i powiedział, że może jest starszy od nas, to nie jest głupi i widział, że 3/4 klasy ściągało od niej. Podszedł do reszty i też im sprawdzał. Podszedł także do nas. Zobaczył na wypełnioną rubrykę spisaną przez Edwarda.
- Panie Cullen, mógłby pan także dać Belli szansę.
- Sama zidentyfikowała trzy na pięć.
- Chodziłaś w Phoenix na biologię dla zaawansowanych z Sophie? - Chciałam przytaknąć,.. Ale jak z Sophie?
- Chodziłam, ale nie z Sophie. - Pokiwał głową i poszedł. Było jeszcze pięć minut do dzwonka, więc pan Banner dał nam spokój.
- Jesteś z Phoenix? Czemu się przeprowadziłaś? - Zagadał mnie Edward.
- Trudno wytłumaczyć. Nie zrozumiesz.
- Proszę. - W jego oczach było coś magnetyjącego, coś pociągającego. Sama nie wiem dlaczego, ale zaczęłam mówić.
- Moi rodzice się rozwiedli.
- To akurat nie jest trudne. Wszystko rozumię. A dalej?
- Mieszkam u mojej mamy, ale przyjechałam do taty.
- Dlaczego? - Spytał, jakby go to interesowało. Zdawało mi się, że coś jest innego u niego...
- Nosisz szkła kontaktowe? - Znowu zacisnął usta jak na początku lekcji. Uśmiechnął się.
- Zdaje ci się tylko. - Zadzwonił dzwonek. Edward znowu szybko wyszedł z klasy, a ja osłupiała przyglądałam się drzwiom.
~Na w-f' ie~
- Cullen był dzisiaj milusi, co? - Zapytał Mike odbijając piłkę do siatkówki na moim polu. Moja grupa na w-f wie, że należy odbijać za mnie. Żadna ze mnie sportmenka. Jeśli ja to robię, to zawsze kończy się publicznym upokorzeniem, bądź urazą, albo nawet jednym i drugim.
- Nawet nie wiem, co go dopadło w zeszłym tygodniu. - Powiedziałam.
- A ja chyba - Powiedziała Sophie i odbiła piłkę. Zrobiła punkt. - wiem. On... - Zaserwowała.
- Podobasz mu się. - Szepnęła Jessica i zaczęła chichotać.
- ...Na pewno głupio się czuł, że niestosownie się zachowywał. - Dokończyła Sophie.
- Ta - Prychnął Mike. - On wydaje mi się jakiś... Niebezpieczny.
- Niebezpieczny? Mike, nie jesteśmy w filmie grozy. - Powiedziała Sophie.
- On mi się ale też tak wydaje. - Powiedziała Angela. - Hej, a jutro po szkole na zakupy do Port Angeles?
- Tak. - Powiedziała Jessica.
- Po co? - Spytał Eric.
- Sukienki. Bal wiosenny. - Powiedziała Sophie. - Chociaż i tak chyba z nikim nie przyjdę - Zaśmiała się.
~W samochodzie~
- Dobra, mów. - Powiedziała Sophie wsiadając do samochodu.
- Ale co?
- Edward, ty... Czego on od ciebie chciał? - Spytała.
- Przedstawił się, tak trochę popytał o mnie, dlaczego ja przeprowadziłam się z Phoenix... - Olśniło mnie. - Sophie, ty jesteś z Phoenix? - Spytałam.
- Tak. Ty też jesteś z Phoenix? - Powiedziała zdziwiona.
- Tak. Chodziłaś do Antonio Draws College*? (*Nazwa wymyślona)
- Nie. Ja chodziłam na First Avengue College.*(też wymyślone.)
- Co? - No nie wierze... To jedne z najlepszych collegów w Ameryce!- Przecież...
- Tak, wiem... - Odwróciła wzrok. - To jedna z... Blaa... Blaa... Blaa. Nie chciałam nic mówić, ponieważ nazywano by mnie kujonką. Nawet czasami słyszę, jak mówią na korytarzu tak o mnie.
- Przecież to nie powód do wstydu! To tylko o tym świadczy, że jesteś bardzo mądra.
- Obojętnie. - Nie chciała mi dalej przeszkadzać, bo już staliśmy przed moim domem. - Jutro jak zawsze?
- Tak. Do jutra!
- Cześć!
~~~~~~~~Napisała nowa adminka Nicole z bloga koleżanki ;) następny także będzie mój. Następne będą z mojego profilu i będę pisać rozdziały na zmianę z anną0097.
Tu mój blog z Darów Anioła:
http://daryyyyaniola.blogspot.com